środa, 4 lipca 2012

Nowy znajomy.

Kolejny dzień upłynął na siedzeniu w domu i myśleniu o nim. Kompletnie nic mnie nie interesuje. Niczym nie potrafię się zająć. Co czuję ? Nie czuję nic. Pustka. Niby nic, ale jednak coś, co wypełnia cały mózg. On zawładnął moją wyobraźnią, zawładnął mną, moim życiem. Jedynym twórczym zajęciem w tym momencie było leżenie na podłodze ze słuchawkami w uszach. Boję się, że jak on o mnie zapomni chociaż raz, choć na sekundę, to już sobie nie przypomni. Jak ja to uwielbiam. Siedzisz w domu. Za oknem leje. Niebo jest granatowe. A ty nie masz siły i odwagi, by zrobić cokolwiek. Myśl o nim zawsze przynosiła mi ukojenie. A teraz ? Teraz sprawia już tylko ból. Jeszcze ta świadomość, że on  siedzi tam z nią. Kiedy on mi o niej opowiadał był zafascynowany. Nie powiem, to bolało. Bolało cholernie. A mówił o niej często. Wolałem to, niż znów zaczynać kolejną kłótnie, których i tak było za dużo. Wtedy w jego oczach tańczyły iskierki. Natomiast u niej nie było tego widać. Jakby był jej zupełnie obojętny. Spojrzałem na zegarek. Koniec tego. Zbliża się wieczór, a ja chcę zapomnieć. Chociaż na chwile, ułamek sekundy. Wstałem i udałem się do pokoju by się odświeżyć i ubrać. Nawet nie wiem kiedy znalazłem się w centrum miasta. Było już ciemno. Deszcz przestał padać. Szedłem chodnikiem lustrując wzrokiem kolorowe szyldy w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego klubu. Nagle w oczy rzuciła mi się nazwa baru dla gejów. Louis wiele razy próbował mnie tam zaciągnąć, ale nigdy mu się to nie udało. A teraz stałem tam zdezorientowany. Byłem rozdarty. Wejść, zapomnieć, czy pójść dalej narażając się na kolejną falę bólu i tęsknoty ? Nagle poczułem na szyi czyjś ciepły oddech.
-Pierwszy raz ? - odezwał się nieznajomy.
- Yhym. - wykrztusiłem z siebie.
Nie ukrywam, po moim ciele przeszedł dreszcz strachu, ale też może podekscytowania.
- Nie bój się, tam wcale nie jest tak strasznie. - zapewnił.
- Znaczy, że już tam byłeś ? - zapytałem.
- Tak, dwa razy. Ale niestety nie znalazłem tam nikogo ciekawego. - westchnął, po chwili zaczął znowu. - To może chodźmy dalej ?
Uśmiechnąłem się tylko i ruszyłem za nim. Szliśmy przez park. wokół panowała niezręczna cisza. Usiedliśmy na ławce. Mój wzrok był wbity w ziemię. Pamiętam jak byłem tu ostatnio.

-Patrz samolot ! - krzyknął Lou wskazując palcem na kropkę poruszającą się po niebie. 
To właśnie w nim uwielbiałem. Jego dziecinny sposób bycia. Niepoważne podejście do życia. 
-Louis, uspokój się, przecież ludzie na nas patrzą. - zaśmiałem się.
-No i co z tego ? Co dziwnego jest w tym, że dwóch chłopaków leży w parku na trawie trzymając się za ręce, a jeden zaciesza z powodu samolotu ? Hmm... ? - uśmiechnął się pytając sarkastycznie.


-Chciałeś wejść do tego klubu ? - ze wspomnień wyrwał mnie głos nowego znajomego.
- Tak jakby... - odpowiedziałem spojrzawszy na niego.
Dopiero teraz, w świetle latarni ujrzałem dokładnie jego twarz. Ciemne włosy, karnacja, brązowe oczy, które okalają piękne, długie rzęsy.
- Przebywamy razem już prawie 2 godziny, a ja nawet nie znam Twojego imienia. - zagadnął.
- Harry Styles. - oznajmiłem podając mu rękę.
Ten ją uścisnął, a następnie dopowiedział:
- Miło mi. Jestem Zayn. Zayn Malik.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz